Konstanty Bolest-Modliński „Legenda o Mławie”

Zgodnie za zapisem autora na terenie, gdzie dziś mieści się Mława znajdowały się bory bogate w zwierzynę. W tych gęstych lasach i niedźwiedź miał swój matecznik i żubr bądź ryś dogodne miejsce do bytowania. Kraina ta z bagien słynąca i mgłą spowita nie każdemu była przyjazną i przed naporem wroga dzielnie się wzbraniała. Dostępu do niej bronił Mazur, co zajmował się łowiectwem i uprawą roli. Ludność tamtejsza żyła spokojnie z dala od trosk i zwady, aż do czasu przybycia rycerzy Zakonu Najświętszej Marii Panny. Krzyżak z protekcji księcia Konrada i pod pozorem krzewienia chrześcijaństwa zaczął ją grabić. Szybko opustoszały spichlerze, bieda wdarła się do każdego domostwa, a czasem i śmierć zajrzała w oczy. Mazurzy szukali sposobu jak temu zaradzić, lecz bojąc się gniewu nieprzyjaciela od walki się wzbraniali. Ciężką im była klątwa boża, co spaść na nich mogła, albowiem rycerz ten każdy krzyż miała na płaszczu i imienia Matki Chrystusa bronił. Rad nie rad by troskom swoim uczynić zadość udali się po radę do Muławy, żony jednego ze zdunów, co z Czech przybyli. Kobiety słynęła mądrością i każdy do niej zwracał się w potrzebie. Dobra i prawa to była niewiasta, największym mędrcom równa i zawsze do pomocy skora, więc kiedy z pytaniem co począć z Krzyżakami zjawili się Słowianie zaraz odpowiedź właściwą miała: Walić! Walić prosto jak w świecę!. Gdy nieprzyjaciel u progu się zjawił Mazurzy za radą Muławy poszli i opór Krzyżakom stawili, broniąc mężnie swoich majątków. Po latach wielu, gdy Muława umarła pamięć o niej nie zaginęła i do dziś miejscowi powiadają, że nazwa miasta od imienia cnej niewiasty pochodzi, co Mazurów od Niemców ocaliła.

Marta Zarecka-Sielawa – „Legenda o Mławie”

Legenda głosi, że w czasach, kiedy jeszcze kultywowano dawne wierzenia słowiańskie przybył na te tereny św. Wojciech. Biskup ten, przemierzając odległe obszary, zmęczony podróżą postanowił odpocząć pod starym dębem, który rósł przed chatą rybaka. Rybak, widząc biskupa Wojciecha przyjął go do siebie w gościnę, a następnego dnia przeprawił łodzią przez rzekę. Przybysz pełen wdzięczności za przyjęcie pobłogosławił jego sioło i życzył by rozrosło się w miasto. Kilka wieków później na terenach, gdzie rybak miał swe siedlisko powstała osada, do której droga prowadziła przez brody i gęste mgły. Gdy podróżni przejeżdżali handlowym szlakiem na widok białych obłoków krzyczeli „Mgława”. Takie też miano nosiła ta osada, w której kwitło rzemiosło i handel. W XV w. książęta Mazowieccy nadali jej prawa miejskie i herb, w którym prym wiedzie św. Wojciech, stojący pośród dwóch wież. Przez pięć wieków Wojciech dumnie bronił bram miasta, ale aktyw partyjny jako organ decyzyjny postanowił umieści Wojciecha w jednej z wież na 36 lat. Dziś, po upadku komunizmu św. Wojciech nadal strzeże wież, które stoją u bram miasta.


Zuzanna Morawska – O Mławie legenda

Z zapisu literatki Zuzanny Morawskiej wynika, że miasto to powstało jeszcze przed wiekami, kiedy misja chrystianizacyjna nie objęła tamtejszych terenów. Wtedy też ludność z dalekich krain, wyruszyła w poszukiwaniu schronienia. Jeden człowiek wraz z żoną i dziećmi dotarł do ciemnego boru. Przez dłuższy czas szukał domu, gdzie mógłby zamieszkać. Wokół były tylko gęste lasy, dlatego postanowił wybudować chatę z rosnących tam drzew. Gdy chwycił za siekierę i zaczął wycinać drzewo nagle rozległ się głos ptaków, a później krzyk płoszonej zwierzyny. Tylko jeden baran nie spłoszył się dźwiękami dobiegającymi z gęstwiny. Chcąc zasygnalizować swoją obecności wydał z siebie głos: Mm!, mm! mm!, tak jak chciałby zapytać mężczyznę „Co robisz?” Człowiek związał pętlę ze sznura, zarzucił ją na rogi zwierzęcia i przywiązał barana do pobliskiego drzewa. Gdy drzewo zaczęło spadać z korony wyfrunął mały ptaszek, który zaświergotał: Ław, ław, ław!. Na krzyk wydobywający się z ptaszyny zareagowały dzieci, które znalazłszy jego gniazdo zawołały ze zdziwieniem A! a! a!. Wtem trzy głosy odezwały się kolejno tworząc nazwę Mława. Dzieci wraz z ojcem ochoczo powtarzały ten wyraz, a matka słysząc ich zawołanie zapytała, co wykrzykują. Maluchy odpowiedziały, że są to dźwięki zwierząt, które pozostały w lesie, na co matka zaproponowała, aby tak nazywała się ich siedziba. Wszyscy zgodnie ustalili, że miejsce to nazwą Mława. 


Mławska sowa

Legenda głosi, że w wieży kościelnej przed wiekami zagnieździła się sowa, która przeżyła pożar świątyni. Po zajęciu kościoła przez Szwedów, sowa widząc zbezczeszczone ołtarze i obrazy odfrunęła i nawoływała do obławy. Unoszące się po całej okolicy ponaglenie „pójdź, pójdź” dotarło do rycerzy, którzy wyruszyli na nieprzyjaciela i odzyskali przybytek boży. Niedługo potem bracia misjonarze rozbudowali świątynię i na nowo uczynili piękną. Nie minęło 200 lat jak kościół zajęli Francuzi, czyniąc z niego stajnię. Głos sowy był coraz głośniejszy. Ptak nawoływał lud, aby gromadził się w kosciele. W kolejnych latach miasto grabili Kozacy, lecz gdy jeden z nich zobaczył sowę na wieży, bardzo się przeląkł i strzelił do niej. Kula trafiła w dach wieży, a sowa stoczyła się na ziemię. Następnego dnia rankiem syn wójta znalazł sowę i zabrał do domu. Wolimir troszczył się o ptaka. Zwierzę wyzdrowiało, lecz kilka tygodni później chłopcu przyśniła się biała pani, której twarz była okryta woalką. Kobieta uciekała niczym zjawa. Wolimir próbował ją złapać, lecz wymykała się mu z rąk. Kiedy przebudził się niewiasta w zwiewnej sukni zniknęła, a zamiast sowy ujrzał starego wojownika, który dawno temu gromił Krzyżaków, Prusaków i Kozaków. Mężczyzna przemówił do niego, przypominając o obowiązku obrony miasta, a później wręczył trąbkę i kazał chłopcu zagrać pieśń dla Mławy. Od tej pory Wolimir został mławskim hejnalistą i obrońcą sowy, która była dobrym duchem miasta. Przepowiednia głosi, że przed śmiercią Wolimir przekazał trąbkę młodemu Bronisławowi. Młodzieniec strzegł ptaka i dopełnił, tym samym obietnicy złożonej wojownikowi. Dzięki dotrzymanemu przyrzeczeniu hejnał mławski rozbrzmiewa do dziś z wieży ratuszowej i dociera do najdalszego zakątka miasta.